11 grudnia 2016

Paweł Kasprzak próbował zakłócić prelekcję opozycjonisty w 1988 roku

W mediach ostatnio głośno o działaniach tzw. Obywateli RP, którzy próbowali zablokować 80-miesięcznicę Smoleńską. Okazuje się, że lider Obywateli RP Paweł Kasprzak ma tradycję w blokowaniu -  już w kwietniu 1988 r. próbował zakłócić prelekcję dra Leszka Skonki, działacza opozycji antykomunistycznej, który był wówczas w opozycji do oficjalnego kierownictwa dolnośląskiej Solidarności. 

Dr Leszek Skonka był uczestnikiem Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, współorganizatorem i współkierujący strajkiem w sierpniu 1980 roku we Wrocławiu, członkiem prezydium Zarządu Regionu Dolnośląskiego NSZZ, sprzeciwiał się wprowadzaniu KOR-u i upolitycznieniu Związku, zrywaniu Umowy Gdańskiej. Za swą postawę oskarżony został publicznie bez jakichkolwiek podstaw o sprzyjanie PZPR, działanie na szkodę Związku, współpracę z SB. Usunięty ze wszystkich funkcji, również ze Związku ”Solidarność”. Założyciel i przewodniczący istniejącego od 1988 roku Komitetu Pamięci Ofiar Stalinizmu w Polsce oraz Instytutu Badań Stalinizmu i Patologii Władzy, zbudował w 1989 roku pierwszy w Polsce i na świecie Pomnik Ofiar Stalinizmu we Wrocławiu, przeciwnik Okrągłego Stołu. Instytut Pamięci Narodowej przyznał mu status pokrzywdzonego. Poniżej fragmenty artykułu Leszka Skonki:

W kwietniu br. (1988) koło politologów wrocławskich studentów zwróciło się do mnie o przeprowadzenie prelekcji na temat powstania na Dolnym Śląsku NSZZ “Solidarność”, zwłaszcza mojego udziału w tym procesie oraz przyczyn usuwania z kierownictwa tego ruchu wielu czołowych działaczy opozycji demokratycznej, w tym także założycieli Wolnych Związków Zawodowych, przed sierpniowymi strajkami we Wrocławiu. Organizatorzy prelekcji wiedzieli, że nie jestem ani sympatykiem, ani też faworytem władzy. Twierdzili, że chcą poznać opinie, sądy i fakty przedstawiane przez ludzi, którzy znają wydarzenia ostatnich burzliwych lat z autopsji. Byli nie tylko ich uczestnikami, lecz także aktywnymi ich twórcami...

Otóż w klubie pojawiło się kilku ludzi, którzy przedstawili się organizatorom spotkania jako wysłannicy Frasyniuka. Jeden z nich – Paweł Kocięba domagał się w imieniu Frasyniuka zaniechania prelekcji. Mówił, że Frasyniuk bardzo się zdenerwował i rozgniewał, gdy się dowiedział o prelekcji dra Skonki na temat “Solidarności” i polecił nie dopuścić do niej. Argumentował, że kierownictwo Regionu oceniło i osądziło dra Skonkę w październiku 1980 roku negatywnie i dlatego nie ma on prawa bez zgody Frasyniuka występować publicznie z tematami dotyczącymi NSZZ “Solidarność”...

Ponieważ wysłannikom Frasyniuka, mimo użycia gróźb, nie udało się zmusić organizatorów do odwołania prelekcji, zażądali wówczas by najpierw dopuścić do głosu przedstawiciela “Koro-Solidarności”, który w imieniu Frasyniuka oceni prelegenta, wyda o nim opinię i ostrzeże audytorium by nie dawało wiary temu, co on powie; a wszystko w imię pluralizmu, demokracji, wolności słowa. Dość miękki i zastraszony przewodniczący spotkania – student – uległ chyba w pierwszej chwili żądaniom, ale gdy zagroziłem, że w takim przypadku zrezygnuję z wystąpienia, wycofał się. Wymogli jednak na nim opóźnienie spotkania, by porozumieć się z Frasyniukiem i ściągnąć więcej swoich ludzi, którzy utrudnialiby skutecznie prowadzenie prelekcji. Niezorientowanych może dziwić, co tak bardzo zdenerwowało kierownictwo “Koro-Solidarności”, że zadało sobie aż tyle trudu, by nie dopuścić do prelekcji? Wszak nie znali treści mającego odbyć się wystąpienia: sam tytuł brzmiał niewinnie i łagodnie – “Zawiedzione nadzieje NSZZ “Solidarność”. Otóż niepokoił Frasyniuka sam prelegent. Frasyniuk i jego otoczenie z góry zakładali, że to co powie referent jest tak groźne, tak niebezpieczne, a przynajmniej tak niewygodne dla kierownictwa Zarządu Regionu, że trzeba uniemożliwić wystąpienie za wszelką cenę, a jeśli się to nie uda, to tak skutecznie przeszkadzać, by prelegent nie mógł zrealizować całego programu. Przede wszystkim starą korowską metodą próbowano zwekslować temat i dyskusję na boczne, peryferyjne tory. Toteż już po pierwszych moich grzecznościowych słowach skierowanych pod adresem studentów i organizatorów prelekcji wstał przedstawiciel Frasyniuka – Paweł Kocięba i oświadczył, że prowadzący spotkanie student nie powinien dopuścić mnie do głosu, że miał najpierw pozwolić jemu mówić, że złamał jakieś wcześniejsze ustalenia i, za to “zapłaci”, że “będzie go to drogo kosztować”. (Później dowiedziałem się, że straszył Frasyniukiem)...

W czasie trwania prelekcji, co jakiś czas, któryś z nasłanych ludzi usiłował mi przerwać, krzycząc kłamstwo, bzdura, nieprawda, śmiać się szyderczo itp. Przewodniczący zebrania – student, był wyraźnie przestraszony i dopiero na moje żądanie przypomniał awanturującym się wysłannikom Frasyniuka, że to ja prowadzę prelekcję, a nie oni, że po moim wystąpieniu będą mogli zabrać głos i ustosunkować się do moich wypowiedzi. Oczywiście, reszta audytorium siedziała spokojnie, ale ze zdziwieniem i przerażeniem obserwowała praktyki stosowane przez awanturników usiłujących uniemożliwić prowadzenie prelekcji. Ponieważ grupa ta, a szczególnie dwaj bliscy współpracownicy Frasyniuka: Paweł Kocięba i Paweł Kasprzak nadal ordynarnie zakłócali przebieg spotkania toteż skorygowałem swój poprzedni plan prelekcji kładąc główny nacisk na brak nawyku w praktyce demokracji, tolerancji, uznania pluralizmu, wolności słowa w “Solidarności”, a jako przykład nie do podważenia wskazałem właśnie na zachowanie się ludzi nasłanych przez Frasyniuka...

W każdym razie szybko uciekali od rozważań i argumentów racjonalnych i przeskakiwali na tematy pozamerytoryczne np. celowo przekręcając i wyśmiewając moje nazwisko, poddając w wątpliwości moje wykształcenie, prawdziwość świadectw, sugerując, że doktorat zrobiłem na uczelni partyjnej i to rangi Uniwersytetu Marksizmu-Leninizmu itp. Jeden z bojówkarzy Frasyniuka np. wykrzykiwał w czasie prelekcji, że “Solidarność” wie coś o moim doktoracie, o mojej wiedzy, studiach, kwalifikacjach. Słowem robiono wszystko, by nie dopuścić do realizacji prelekcji. Gdy próbowałem np. powołać się na jakąś moją publikację oficjalną lub poza oficjalnym obiegiem, grupa ta na komendę wybuchała głośnym śmiechem, wyrażając szydercze uwagi i poddając w wątpliwość możliwość wyrażania przeze mnie jakiejkolwiek rozsądnej myśli na piśmie. Także cytowane wypowiedzi innych ludzi, którzy wyrażali krytyczne uwagi o korowskiej “Solidarności” traktowane były podobnie lekceważąco i szyderczo...

Wreszcie nieuczciwe i poniżej pasa było uderzenie i przypisywanie mi współpracy z SB, PZPR i władzami. Gdyby to była choć w drobnej części prawda, to musiałbym mieć jakąś korzyść np. stanowisko zgodne z kwalifikacjami lub w ogóle jakąś pracę, jakieś przywileje, talony i inne wyróżnienia jakimi obdarowuje się osoby miłe władzy. Toteż po zakończeniu prelekcji, nawet życzliwi dotychczas “Solidarności” uczestnicy spotkania opuszczali salę z niesmakiem i z zażenowaniem. Nie spodziewali się bowiem, by ludzie szermujący nieustannie hasłami demokratycznymi, pluralizmem, wolnością słowa, przekonań, poglądów, opinii, sądów w praktyce brutalnie zwalczali te wartości, gdy stają się one im niewygodne.

Zetknęli się bowiem z klasycznym przykładem, gdy nawyki zamordyzmu i nietolerancji stają się silniejsze od propagandowych haseł. Był to przykład wielce pouczający, nie tylko dla studentów, ale także dla tych wszystkich, którzy mieli jeszcze resztki złudzeń i nadziei związanych z byłą korowską “Solidarnością”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz